wtorek, 26 sierpnia 2014

Nowy blog

Wahałam się długo. Ale w końcu to zrobiłam.

Zapraszam na mojego nowego bloga: http://wiele-do-ukrycia.blogspot.com/

Jest to Dramione, którego początek mieliście już okazję czytać na tym blogu. Zostało on jednak napisany na nowo... Zapraszam!

Każdy ma swoje tajemnice. A w mrocznych czasach jest ich nawet więcej. Nad światem czarodziei wisi groźba wojny z Voldemortem. Niepokój zagościł na stałe w sercu każdego człowieka. Zaufanie to towar deficytowy. Ludzie karmią siebie półprawdami... Niektóre sekrety sięgają jednak dalekiej, mrocznej przeszłości...
Kim była Hermiona? 
Kim jest? 
Kto jej pomoże w walce z demonami przeszłości? 

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Herbatka o 17

It's parody...
Let's start! 

- Syriusz! - krzyknął chłopak, siadając na łóżku i odrzucając kołdrę. - To tylko koszmar... Znowu... - Harry nadal był załamany po śmierci swojego ojca chrzestnego... Było to już kilka miesięcy temu, powrócił już razem z przyjaciółmi do Hogwartu, by rozpocząć kolejny, owocny rok nauki. Ten okres zapowiadał się tak różowo, że Harry zastanawiał się dlaczego nie wisi jeszcze w sowiarni... Tłumaczył to sobie faktem, że  ewentualne próby i tak spełzłyby na niczym, bo istnieje ta przepowiednia... Więc, spoglądając na tą sytuację przez różowe okulary, w najlepszym wypadku dostałby roczny szlaban u Snapea, w najgorszym wsadziliby go do Munga na łóżko tuż obok Lockharta... a Lord Voldemort za rok spacerkiem przyszedłby go zabić... Harry wstał i okrył się kołdrą, a następnie zszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru. - Zgredek! - zawołał. Chwilę później w towarzystwie charakterystycznego dźwięku teleportacji zjawił się skrzat.
- Harry Potter wzywał Zgredka? - zapytał podchodząc do kanapy, na której ułożył się Harry.
- Zaśpiewaj mi Zgredku kołysankę... - poprosił chłopiec.
- Żył sobie raz Zgredek, co galeonów pełny miał mieszek...
- Nie! - krzyknął Harry. - Miała być kołysanka, a nie ballada!
- Zgredek przeprasza Harry’ego Pottera! Zły Zgredek! Zły skrzat! Zgredek musi się ukarać! - wykrzyknął i zaczął uderzać się o oparcie sofy.
- Stop!

- Co ci nie pasuje? - wykrzyknęła dziewczyna siedząca na podłodze z komputerem na kolanach, Zgredek i Harry patrzyli na nich z wizji wyświetlającej się na szybie okna. Koło dziewczyny chodził w kółko mężczyzna.
- Jak to co? CO to ma być za Zgredek?! Zwariowałaś?! Czy coś ci padło na mózg? - wrzasnął przy okazji się zatrzymując na wprost siedzącej na podłodze.
- Ty mi padłeś! Co ci w nim nie pasuje?! - odkrzyknęła, mordując go spojrzeniem.
- Jak to co? Jego masochistyczne skłonności! - Dziewczyna nabrała powietrza w płuca i powoli je wypuściła.
- Tak było w oryginale! Pretensje kieruj do Rowling!
- Tak było w oryginale! - zaczął ją przedrzeźniać. - Bo było! A tutaj nie ma! W książce prasował sobie dłonie żelazkiem, a tu co? Uderza się w miękkie oparcie! 
- Tak ci to nie pasuje? - wystawiła mu język. - Proszę, proszę! Zmieniam.

Zaczął uderzać się o oparcie sofy. Zaczął uderzać się w głowę pogrzebaczem.
- Zgredku! Zgredku, przestań! Spróbuj jeszcze raz...
- Aaa! Aaa! Były sobie kociołki dwa! Aaa! Aaa! Kociołki dwa! Brudne, brudne obydwa! - Gdy tylko Zgredek skoczył ostatni wers, Harry Potter zasnął...

Harry znalazł się w obskurnym pomieszczeniu, a jego wzrok był tylko ciut wyżej niż podłoga... Sunął po niej, czuł jak jego ciało wygina się nienaturalnie w wielu miejscach... Tak jakby miał przemieszczającą się skoliozę... Z braku innego wyboru, nie mógł zmusić swojego ciała do zatrzymania się, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu... Zauważył długi stół, stojące przy nim krzesła, zasłonięte okna, barek i drzwi... Po chwili zaprzestał się poruszać... Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a kilkanaście par butów zatupotało na podłodze.
- Witajcie! - rozległ się głos Lorda Voldemorta...
- Witaj Panie - Ty Który Poznałeś Magię Różu! - odkrzyknęli zgodnie wszyscy Śmierciożercy.
- Tydzień minął od naszego ostatniego spotkania. Powiedzcie, co żeście zrobili dla różowej idei? Śmierciożerco Pąsowy! Słucham! - Na pytanie Voldemorta odpowiedział zawile i nudno Snape.

- Dlaczego to Snape jest pąsowy?! Mówiłem - Malfoy! Czemu mnie nie słuchasz? - krzyknął mężczyzna stając nad dziewczyną z laptopem.
- Bo wyobraź sobie, że dostałam maila od Pomysłu! - odpowiedziała, a Wen prychnął.
- Przecież to ja mam z tobą kontrakt podpisany! A nie on!
- A co? Zazdrosny? Ze względu na kontrakt piszę tę parodię (opowiadania)! Od niego wzięłam tylko jeden pomysł!
  
- A ty? Co z Tobą, Śmierciożerco Truskawkowy? - Różowy Pan zwrócił się do Rookwooda.

- Truskawkowy to nie różowy! - powiedział mężczyzna.
- Nie znasz się! - Wiedźma wystawiła mu język.
- Ale Wiki się zna - odparł spokojnie.
- Ona też się nie zna.

- A ty? Co z Tobą, Śmierciożerco Truskawkowy? - Różowy Pan zwrócił się do Rookwooda.
- Uwiodłem jedną z działaczek Gwardii Dumbledore’a... - odpowiedział tamten. Nagle Harry zauważył, że się przemieszcza - oddalając od Voldemorta. Już miał odetchnąć z ulgą, kiedy poczuł jak zawraca... Zaczął powoli pokonywać wzniesienia... Gdy się im przyjrzał okazało się, że to buty... Chwilę później dotarły do niego damskie piski... W liczbie mnogiej. Nie zważając jednak na nic, pełzł dalej... W końcu dotarł do szczytu stołu... Owinął się wokół nagich stóp Voldemorta i wspiął się na stół. Zakręcił w koło... Harry poczuł zawroty głowy i zaobserwował nagłą zmianę pozycji... Teraz siedział, siedział naprzeciwko Snape... Na chwilę zapadła cisza jak makiem zasiał...
- NAGINI! CO TY TU DO RÓŻU ROBISZ W SAMEJ BIELIŹNIE! - wrzasnął Voldemort na swoją córkę.
- Różowe koronki - wyszeptał Snape tak cicho, że tylko Nagini (oraz Harry, bo znajdował się w jej ciele) i Voldemort to usłyszeli. Ten ostatni rzucił swojemu słudze mordercze spojrzenie, a Nagini zaśmiała się po cichu - widząc spąsowiałego mistrza eliksirów. Pewnie doszłoby do rękoczynów, ale na szczęście drzwi do pokoju otworzyły się i weszło przez nie kilka kobiet.
- Siedemnasta! Czas na herbatkę! 

- Herbata?! - Harry obudził się z jękiem zawodu... 
 
- Dobra robota Wiedźmo - powiedział Wen wpatrując się we wschodzące słońce.
- Cieszę się. Teraz mogę iść spać? - zapytała, odstawiając komputer i kładąc się w łóżku.
- A idź se. To kiedy następna część? - zapytał odwracając się w jej kierunku.
- Nigdy - mruknęła. - Może w styczniu? Za miesiąc? - Wen skinął głową i już go nie było...

__________________________________

Mroczna88... Tak, pewnie osoba znana części siedzących tu osób...
I o ile jej opowiadanie w zachwyt od początku mnie nie wprowadziło, to wpadłam w jej sidła... Opowiadanie zrobiło się bardzo fajne, szczególnie kiedy zaczęło być betowane... Brak błędów naprawdę mu pomógł! Ale ja tu nie o tym... Jak ktoś musi ze mną na ten temat pogadać zapraszam kiedy indziej!
Przejdźmy do sedna. To podczas czytania jej opowiadania pan Wen raczył ruszyć pewnymi częściami swojego ciała...
- Chodzi ci o moje pośladki?
- Nie, mój drogi. O mięśnie. Poza tym umawialiśmy się, że tu się nie wtrącasz!
- Już milczę.
 W każdym razie przyszedł do mnie, całkowicie niespodziewany, o barbarzyńskiej godzinie.
- Wypraszam, sama do mnie pisałaś "Przychodź jak najszybciej możesz! Nie ważne kiedy, przyjdź!"
- Do jasnej! To była czwarta w nocy! Normalni ludzie o tej godzinie śpią!
- Ty to powiedziałaś!
- Co znowu?!
- Że jesteś nienormalna. W końcu nie spałaś!
- Miałeś się nie wtrącać!
Oczywiście powiedziałam mu, żeby się wynosił. Jednak on jest uparty jak osioł (osły to bardzo pożyteczne stworzenia!) i zaczął mi opowiadać co to ma być i tak dalej... Wtrąciłam swoje trzy grosze, aż wreszcie zgodziłam się na wszystko... Niestety noc tą trzeba było spisać na straty... Jak zasnęłam to była już 5:30... Dobrze, że następnego ranka nie szłam do szkoły (w końcu w święta żadnej otwartej bym nie znalazła...)
- Co nie zmienia postaci rzeczy, że i tak nic nie napisałaś.
- Bo nie było Weroniki.
- Weronika, Weronika! Dziewczyno! Ja się tu do Ciebie fatygowałem, rzucałem wszystko!
- Mam Ci nie przypominać, że wcześniej wyrżnąłeś mnie z pomysłów jak gąbkę?! Że opuściłeś kiedy potrzebowałam?! Że jesteś zarozumiały i egoistyczny?! Że miałeś gdzieś, że chciałam coś napisać? Że miałeś gdzieś, że chora Weronika przyszła, bym mogła napisać? Tak po prostu stwierdziłeś, że masz mnie gdzieś (nie ukrywajmy, powiedziałeś mi to w twarz!) i pojechałeś sobie na wakacje?
- Czas poszedł ze mną i tak nic nie napisałaś!
W każdym razie, Weroniki nie było, więc pisałam bez żadnej większej chęci. Znalazłam jednak substytut Weroniki w postaci Zaczarowanej i Andromedy.
- Zamiast chęci cukierki. Ciekawa zamiana.
- Obecnie poszukuję substytutu pewnego Narcyza.
W każdym razie, pisałam też bez Czasu. Ten zajęty był innymi, mniej ważnymi sprawami... Czyli robieniem wszystkiego, bym nie mogła siąść i pisać. Najpierw do sklepu z rodzicami. Sprawił, że przekonałam rodziców do zakupu "Iluzji"... To potem był obiad, "Iluzja", gdy wreszcie rodzice wyszli i dostałam ograniczony czas do spożytkowania na co tylko chcę (4 godziny) to najpierw okazało się, że Andromeda jest na GG... To już minęły dwie godziny... Potem musiałam iść coś zjeść, podczas czego zaczytałam się w "Szach macie"... I jak wreszcie siadłam i została mi godzina, to po napisaniu kilkunastu zdań, zadzwoniła moja NP... Jak zaczęłam gadać, to już mnie nic nie mogło uratować...
- Przepraszam! Ja mogłem!
- Wykonałeś jeden telefon!
- Nie umniejszaj moich zasług! Zadzwoniłem do jej Czasu. To moja wina, że miała iść oglądać film...
- Mam dość!
Kończę, już nic więcej nie powiem! Tylko dedykacje! Dla moich "cukierków" - Zaczarownej i Andromedy!
- Wiesz, że And wkurzy się, jak to przeczyta?
- ... Trudno. O! Hej And...

Teraz trochę na poważnie. Następna notka, najprawdopodobniej, pojawi się pod koniec stycznia. Naprawdę nie dam rady wcześniej... Po prostu... Nie będzie mnie? Parodii będzie więcej części, mam jeszcze kilka pomysłów. Dziękuję za ratunek od błędów Kaji Malfoy!  

niedziela, 22 grudnia 2013

Prawda...

Patrzcie co znalazłam...


 - Zaginięcie cennych klejnotów rodowych.
- Nuda.
- Tajemnicza śmierć bezdomnego.
- Nuda.
- Zniknięcie nielegalnego wypchanego lwa - John już od dobrej półgodziny wymieniał zagadki, które przysłali Sherlockowi jego fani. Jednak on za każdym razem odpowiadał "nuda".
- Na miłość boską! John. NUDA! - wykrzyczał Sherlock w twarz swojemu przyjacielowi, a następnie owinął się w szlafrok, rzucił na kanapę, zwijając się w kłębek tyłem do Johna.
- Sherlocku, jeśli nie chcesz przyjąć sprawy od swojego brata, to MUSISZ wybrać inną.
- Nie będę robił nic dla mojego brata! - powiedział  poduszkę Sherlock.
- A to ciekawe... - John zawiesił głos.
- Co? - zapytał Sherlock, ale nie uzyskał odpowiedzi. - Na miłość boską, John, CO?
- Znaleziono dwa martwe ciała, bez oznak pobicia, w ciele nie ma trucizny, z wstępnych badań wynika, że byli całkowicie zdrowi. Dlatego podejrzewają morderstwo.
- Nud... - zaczął mówić Sherlock, ale John mu przerwał.
- Oboje zostali znalezieni w wyjściowych strojach, w basenie.
- Utopili się.
- Nie... Są wyniki.
- To już po sekcji? - zapytał Sherlock.
- Tak, Molly ją robiła.
- Sprawa rozwiązana... Malutkie strzalłki za uchem... - powiedział John, kryjąc twarz w rękach. W tem obaj panowie usłyszeli kroki na schodach. Jako, że pani Hudson wyszła na zakupy, a oni nie spodziewali się gości, zwiększyli czujność. Wtem drzwi od salonu otwarły się z hukiem. W pierwszej kolejności do pokoju weszła Anthea, potem Największy Wróg Sherlocka Holmesa, oraz dwójka ochroniarzy.
- Mycroft Holmes! - zaanonsowała kobieta. Na co Sherlock prychnął.
- Zamarzyło Ci się być królem? - zwrócił się Sherlock do swojego brata.
- Nie mój drogi bracie, o ambicji, która sięga dna. Nie chciałeś przyjąć zagadki dobrowolnie, tak więc pójdziesz pod przymusem. Ubieraj się! - powiedzał Mycroft, a gdy Sherlock w odpowiedzi tylko ziwenął,  Starszy nabrał czerwonych kolorów. - Zakładj spodnie! - wrzasnął.
~°~
Sherlock siedział w kącie limuzyny owinięty ciasno w swój przemoczony szlafrok. Obok niego leżały ubrania, które jego ukochany, bo jedyny, brat, łaskawie kazał wziąć swojemu ochroniażowi, zanim drugi przerzucił sobie przez ramię Sherlocka. Na przeciwko niego siedział John, który, na szczęście dla ochroniaży, poszedł, bowiem ostatnimi czasy przytył o kilka kilogramów. W drugim końcu luksusowego auta siedział Mycroft, z jedną nogą założoną na drugą. Patrzył on na swojego brata i stukał palcami kolano. Po kilkunastu minutach jazdzy w pełnej napięcia ciszy, samochód zatrzymał się, drzwi zostały otwarte, a ochroniarze otworzyli parasole przed Johnem i Mycroftem. Ten pierwszy gestem zaprosił Sherlocka pod swólj parasol, jednak ten postanowił być uparty, owinął się szczelniej w szlafrok i udał się w kierunku drzwi od pobliskiego budynku. Za nim podążyli dwaj starsi mężczyźni. Weszli razem do budynku. Wspieli się na pierwsze piętro, gdzie, od razu, zauważyli rzucające się w oczy, żółte taśmy policyjne. Sherlock bez zastanowienia przeszedł pod nią i wszedł do pomeszczenia, gdzie zauważył dwa trupy. Kobiety i mężczyzny.
- Czy to przypadkiem nie jest Emma Watson? A to Tom Felton? - wyraził myśli wszystkich John.
-Tak, to są te gwiazdy.
- Po co ja tutaj jestem? - zapytał Sherlock.
- Byś pytał! Oczywiście, że to zagadka! - wykrzyknął Mycroft. Sherlock bez zbędnych kłótni podszedł do ciał.
- Oni trzymają się za rękę! - zauważył inteligentnie John, który podszedł za nim.
- Owszem. Mam pięć teorii, o tym co się z nimi stało. Cztery - powiedział przyglądając się uważnie trupom przez lupę. - Byli w jakimś eleganckim miejscu... Padało tam... Reustouracja Thesteria... - mruczał do siebie. Później schodzili już po schodach.
- Ile masz teorii? - zapytał John.
- Około trzydziestu...
- To niesamowite! - wykrzyknął bloger.
~°~
- Co robisz? - zapytał John, gdy w okolicach piątej nad ranem zszedł do wspólnego salonu.
- Oglądam - odpowiedział siedzący tam, przed laptopem geniusz.
- Można wiedzieć co?
- Film - powiedział Sherlock, a John, zrezygnowany, podszedł i spojrzał w ekran. Nie spodziewał się tego co zobaczył.
- Oglądasz Harrego Pottera? - zapytał zdziwiony, a Sherlock kiwnął głową. - Od początku? - znów kiwnięcie. - Po co?
- Przecież to w tych filmach grali Watson i Felton...
- Myślisz, że coś znajdziesz? - dopytywał John.
- Tak myślę.
- Spałeś dziś w ogóle?
- Nie. Szykuj się, za godzinę mamy umówione spotkanie z wytwórnią.
~°~
Weszli przez szerokie, rozsuwane drzwi do dużego holu. Podeszli do recepcji.
- Sherlock Holmes - przedstawił się detektyw.
- Powtarzasz się! - mruknął pod nosem John, gdy czekali na prezesa. Kiedy szli już za tęgim mężczyzną do jego gabinetu, John kątem oka zauważył Roberta Downy Juniora. Zaskoczony zatrzymał się. Chwilę później biegł już w jego stronę z kawałkiem kartki i długopisem w ręce.
- Mógłbym prosić pana o autograf? - zapytał. Robert tylko się uśmiechnął i jął podpisywać kartkę. Jednak nagle przerwał.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś John Watson? - zapytał.
- Owszem to ja, skąd pan mnie zna?
- Czytam pańskiego bloga! Jest naprawdę niesamowity!
- Jest mi niezmiernie miło! - powiedział John. Rozmawiali tam jeszcze przez chwilę, gdy podszedł do nich Sherlock,
- John! Prezes czeka!
- Sherlock Holmes? - zapytał Robert. - Uwielbiam to jak rozwiązujesz zagadki. Osobiście również uwielbiam dedukować! Widzę, że był pan dzisiaj w Haptonville! Pewnie zagadka?
- Owszem, byłem tam. I tak, chodziło o zagadkę - powiedział Sherlock. - Miło było pana poznać, teraz jednak musimy iść, sprawa czeka! - wykrzyknął Sherlock i pociągnął Johna w kierunku gabinetu prezesa.
~°~
- Czyli chcą panowie zobaczyć wszystkie sceny usunięte, również te nigdy nie nakręcone z wszystkich części Harrego Pottera.
- Wszystkie - powiedział Sherlock, by utwierdzić prezesa wytwórni, że mówi on prawdę.
- Niestety nie możemy udostępnić ich poza studiem, tak więc przejdą panowie teraz do sali kinowej i tam je obejrzą. Mam nadzieję, że nie będzie to kłopotliwe.
- Ależ skąd, nie będzie to stanowiło dla nas problemu - potwierdził John. Chwilę później siedzieli już w niewielkiej sali kinowej, a przed nimi rozsuwała się czerwona kotara, odsłaniając wielki ekran.
- Seans czas zacząć! - mruknął do siebie Sherlock.
~°~
- Kim jesteś? - zapytał blond włosy chłopczyk na ekranie.
- Nazywam się Hermiona - odpowiedziała brązowowłosa dziewczynka. Oboje stali na polanie. Wokół nich rosły stokrotki. Ten dzień był wyjątkowy. Mimo, że zazwyczaj w Londynie padało, teraz niebo było tylko lekko zachmurzone, a zza obłoków leniwie wysówało się słońce.
- Wiesz o czym mówię. Znamy się nie od dziś. Wiesz, że jestem czarodziejem. A ty?
- Ja też... - odpowiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Błąd! Nie jesteś czarodziejem! Jesteś szlamą! Wiedziałaś, że jesteś moją najlepszą przyjaciólką, a w Hogwarcie nie będę mógł się z tobą spotykać! Dlatego sprawiłaś, że dostałaś list! Nienawidzę Cię! Od tej pory się nie znamy! - wykrzyknął, cały czerwony ze złości, a dziewczyna się popłakała.


~°~
- Draco, przepraszam! Zrezygnuję ze szkoły, tylko bądź z powrotem moim przyjacielem! - mówiła do siebie na oko dwunastoletnia dziewczynka przytulająca się do rudego kota. Tego samego dnia, ale około godziny temu miała konfrontację z pewnym ślizgonem... Bynajmniej nie była to najprzyjemniejsza rzecz w jej krótkim życiu... - Rany zadawane przez przyjaciół najbardziej bolą! - podsumowała filozoficznie.
~°~
- Miona, przepraszam. Pogódźmy się! - powiedział blondyn.
- Masz w tym jakiś cel Malfoy? Gnębimy szlamy? - powiedziała oburzona szesnastolatka.
- Potrzebuję pomocy - chłopak spojrzał na nią błagalnie.
- Co mi do tego? - zapytała, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś najinteligentnieszą czarownicą od czasów Roveny Ravenclav! Będziesz wiedziała jak mi pomuc! Tu chodzi o życie mojej rodziny!
- Zdążyłam cię znienawidzić Malfoy. Mimo wszystko pomogę ci.
~°~
- Zachowywałem się jak palant. Jak ostatni głupek! Wybacz mi! - powiedział blondyn we włosy szatynki.
- Nie wiem czy umiem. Spróbuję! - powiedziała.
- Dziękuję ci!
~°~
- Miona! Wstawaj! Naprawiłem! Musisz się ukryć!
- Nie będę się kryła Draco! Ja pomogłam w pewnym sensie ich tu wprowadzić, więc zamierzam z nimi walczyć!
- Ale może ci się coś stać!
- Nie martw się. Dam sobie radę! - powiedziała, a blondyn wtulił się w jej włosy.
- Kocham Cię - szepnął.
- Ja ciebie też Malfoy! - powiedziała i go pocałowała.
~°~
- Nie jestem pewien czy to jest Potter...
~°~
- Hermiona!
- Draco! Tu jestem!
- Oni chcą cię torturować!
- Wiem.
- Mam pomysł!
- Draco! Dlaczego wyrwałeś mi włosa? Nie jesteś poważny? Eliksir wielosokowy?
- Kocham cię, nie chcę żebyś cierpiała...
~°~
- Draco, dlaczego to wtedy zrobiłeś? Dlaczego pozwoliłeś by Bellatrix torturowała ciebie, a nie mnie? - pytała brązowowłosa.
- Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że cię kocham?
- Jak najwięcej!
- Hermiono Jean Grager, kocham cię całym sercem, wyjdziesz za mnie?
- Tak!
~°~
Sherlock uśmiechał się pod nosem
- Czy może mi pan powiedzieć, dlaczego te sceny nie zostały zamieszczone w filmie? - zapytał prezesa, który po zakończonym seansie przyszedł do sali kinowej.
- Dostaliśmy listy z pogróżkami.... - odpowiedział Prezes.
- Dziękuję panu za cenne informacje. John, my już pójdziemy.
~°~
- Co teraz robimy? - zapytał John.
- Teraz spotykamy się z asystentką Watson.
- Po co?
- By się upewnić.
- O czym? - usiłował dowiedzieć się John, jednak Sherlock milczał.
~°~
- Czy panna Watson często spotykała się z panem Feltonem? - pytał Sherlock asystentki Emmy.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji - odpowiedziała pytana z kamienną twarzą.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa tych osób. Oczekujemy pomocy! - powiedział John okazując dziewczynie plakietkę.
- Oni byli razem... Było to całkowicie tajne! Nie poznali się na planie, wcześniej byli przyjaciółmi, ale potem coś się popsuło. Gdy kręcili sceny dodatkowe do Harrego Pottera, coś między nimi zaiskrzyło... Po zakończeniu zdjęć nadal utrzymywali kontakt, aż w końcu się zeszli. Słyszałam od Maggie, asystentki Feltona, że miał się Emmie wczoraj oświadczyć... To straszne... - powiedziała i zapłakała.
- Czy ktoś jeszcze mógł słyszeć waszą rozmowę?
- Raczej nie. Tylko my rozmawiałyśmy jeszcze z Annabeth Parker - asystentką Ruperta Grinta.
- Dziękujemy za pomoc! - powiedział John i mężczyźni wyszli z budynku.
- Co jej pokazałeś? - zapytał Sherlock.
- Plakietkę Lestrada. Co teraz robimy?
- Złożymy wraz z Mycroftem wizytę panu Grintowi.
~°~
Czterech mężczyzn weszło do bogatej wili.
- W czym mogę pomóc? - zapytała miła kobieta po sześćdziesiątce.
- Policja, przyszliśmy do pana Grinta.
- Oczywiście, proszę zaczekać w salonie, o tam, pan Grint tam przyjdzie! - powiedziała wskazując dłonią kierunek. Mycroft, Lestrade, John i Sherlock udali się do salonu. Był on bogato zdobiony, stały  nim trzy skórzane fotele oraz kanapa, w kominku palił się ogień, na prawej ścianie znajdowały się drzwi do ogrodu. Teraz były one jednak zamknięte - na dworzu padał deszcz. Po około minucie, do pomieszczenia wszedł rudowłosy mężczyzna - Rupert Grint.
- Dzień dobry, panom. W jakim celu do mnie przychodzicie? - zapytał i usiadł na fotelu.
- Jak pan pewnie wie, ostatnio zamordowano Emmę Watson i Toma Feltona - powiedział Sherlock, wstając. - Pewnie wie pan też, że Tom Felton miał się jej oświadzczyć tego dnia.
- Do czego pan zmierza? - zapytał Grint z kamienną twarzą.
- Zacznijmy może od początku. Gdy okazało się, że do Harrego Pottera będą kręcone dodatkowe sceny zaczął pan wysyłać  listy z pogróżkami...
- Co pan...
- Proszę mu nie przerywać! - powiedział Lestrade.
- Wracając, listy odniosły zamierzony skutek i nie zostały opublikowane. Cała sprawa w wytwórni przycichła, ale pan dowiedział się, że Felton i Watson są razem. Kazał ich pan obserwować, a gdy dowiedział się pan, że Felton planuje oświadczyny, zabił pan go. Prawdopodobnie Emma widziała pana podczas morderstwa, dlatego pan też ją zabił.
- Co pan insynuuje! Nie mają państwo żadnych dowodów! - powiedział Grint z oburzeniem na twarzy.
- Mamy, zarówno Watson i Felton zginęli od jadu, według niektórych, od śliny, warana z komodo, który został wstrzyknięty im za uchem, za pomocą tej - tu pokazał strzykawkę w policyjnej folii na dowody - strzykawki. Na której są pańskie odciski - dokończył, a Rupert schował twarz w dłoniach.
- Tak... Ja... To zrobiłem! - powiedział, zza dłoni. - Kochałem ją! Byliśmy nawet przez chwilę razem... Potem były te dodatkowe sceny, oddaliliśmy się od siebie... Zerwała ze mną. Załamałem się... Ale nadal ją kochałem, nie chciałem by wyszła za Feltona.  Chciałem go zabić... Niestety, Emma zauważyła.To był odruch... - powiedział.
- Jest pan aresztowany za dwukrotne zabójstwo oraz groźby! - powiedział Lestrade i zamknął kajdanki na nadgarstkach zabójcy. John z Sherolckiem wyszli z budynku. Sherlock poprawił płaszcz.
- To nie była strzykawka po jadzie - powiedział Mycroft, który pojawił się przy nich.
- Nie, kupiłem w aptece - powiedział Sherlock i wyrzucił folię do śmieci.


To opowiadanie może się pewnie niektórym kojarzyć... Z konkursu organizowanego przez Stowarzyszenie DHL. Było to, chyba, gdzieś tak na wiosnę. Zajęłam drugie miejsce (przy okazji jeszcze raz dziękuję tym, co na mnie głosowali). 
Krótko opowiem Wam, dlaczego zdecydowałam się opublikować je dopiero teraz... Cóż... Po wysłaniu go do konkursu, wrzuciłam je do folderu "Opublikowane" na dysku. I zapomniałam o nim... Ostatnio robiłam na dysku porządek... I się znalazło... A że rozdziału jeszcze nie mam... 
Co do treści... Mam nadzieję, że znalazły się osoby, którym ona się spodobała. To crossover z Sherlocka i Harrego Pottera, jak się pewnie część z Was domyśliła :D
Jak pewnie niektórzy zauważyli, na blogu zaszły drobne zmiany w szablonie... Ostatnio zaciekawiłam się kodami CSS i HTMLem... No i to jest wynik. Chciałabym dowiedzieć się jaki kolor mają u Was  podstrony (obecnie po prawej stronie)... I jak Wam się zmiany podobają! Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale na blogu pada śnieg! Jest troszkę nie widoczny, przez jasne tło... Ale jest! 
Tytuł nowy - nie pamiętam jak to wcześniej nazwałam... 
Cóż... To chyba tyle :D
Wiedźma Finite