Części prologu:
1. Klasa Pierwsza
2. Klasa Druga
3. Klasa Trzecia
4. Klasa Czwarta
5. Klasa Piąta
6. Klasa Szósta i Siódma
To na razie tyle, w części drugiej sądzę, że kilka osób zgadnie nazwisko głównej bohaterki... To jest jednak, na razie moja tajemnica.
Potem sprawdzę.
Klasa Pierwsza
Z zaciekawieniem stoję na peronie 9 i 3/4. Gdzieś mignęła mi blond fryzura dziedzica fortuny Malfoyów. Tam stoi ta rodzina Wesley... Ehhh. Ciemnoskóry chłopak podbiegł do Malfoya. To pewnie Zabini. Ktoś do mnie podszedł. To Pansy Parkinson.
- Cześć! - powiedziała. Skinęłam głową. Mimo mojego zachowania dziewczyna kontynuuje. - Wiesz, że Potter idzie z nami do szkoły! Już nie mogę się doczekać! Chcę trafić do Slytherinu! A ty?
- Slytherin, Gryffindor, Huffelpaff, Ravenlav... Czy jest jakaś różnica?
- No jest... Ehh... Chodź, trzeba wsiadać do pociągu! Siedzisz ze mną w przedziale - Pansy nie zapytała, ona to stwierdziła. Jedyny w miarę pusty przedział był na samym końcu pokoju. Siedział w nim ten pyszałkowaty Draco oraz Zabini. Pansy zapytała się czy możemy się dosiąść. Zgodzili się. W końcu obie pochodzimy z szanowanych, czystokrwistych rodzin. Parkinson rozmawiała ze mną przez cały ten czas. W końcu dojechaliśmy i Hagrid łódkami przetransportował nas do Hogwartu. Rudzielec siedział w łódce razem z chudym chłopcem. Miał on na głowie szopę czarnych włosów. Gdy doszliśmy do zamku i stanęliśmy w Sali Wejściowej, Malfoy odezwał się do niego. Harry Potter... Ehhh, myślałam, że to mugolak... Cóż... McGonagall zaczęła coś mówić... Przerwał jej Longbottom. Wreszcie znalazł swoją żabę - Teodorę. Weszliśmy do Wielkiej Sali. Granger trafiła do Gryffindoru. Kujonica. Szopa włosów, nie da się jej z nikim pomylić. Pewnie mugolaczka. Ten styl chodzenia... Zero wyniosłości. Na pewno nie jest czystej krwi. Teraz ja. Chwilę to trwało... Tiara gadała coś o moim sprycie i przebiegłości... Mówiła jednak, że mam swój honor. I jestem inteligentna. Pyskata. Po chwili przydzieliła mnie do Slytherinu. Bo jestem czystokrwista. To był jej argument. "Mama będzie dumna..." Potter też trafił do Gryfiinidoru. Za to zarówno Pansy jak i Zabini i ten pusty Malfoy podeszli do stołu przy którym siedziałam. Spojrzałam na nauczycieli. Ten ciemnowłosy to pewnie Snape. Musiał przeżyć jakieś załamanie, będzie oschły i wymagający, ewidentnie był w Slytherinie. Drugi... Ten w turbanie... Zło aż od niego bije. Ten turban. To nie może być nic dobrego. Ewidentnie nosi go od niedawna - ma jeszcze problem z utrzymaniem równowagi... Trzeba będzie sprawdzić o co w nim chodzi. Dalej... Sprout. Zielarka, na ubraniu ma resztki ziemi, ewidentnie pracowała w szklarni przed ucztą. Dumbledore. Na oko... 100 lat. Stary człek. Trzeba na niego uważać. Ma szczękę charakterystyczną dla inteligentnych ludzi. McGonagall... Ewidentnie Gryffindor. Ta duma. Kocie ruchy. Jest animagiem. Postać to pewnie kot. Resztę nauczycieli na razie sobie darowałam.
***
Halloween... Quirell wpadł do Wielkiej Sali. Troll w lochach... Ehh, to jest nie ważne, trzeba zająć się korytarzem na trzecim piętrze. Spotkałam tam Snape.
- Dobry, panie profesorze! - powiedziałam.
- Czego tu szukasz? - zapytał oschłym tonem.
- Sprawdzam tylko czy profesor Quirell przypadkiem się nie obudził... - zadrwiłam. Nie odezwał się. Zeszłam na dół. Troll jest już w łazience dla dziewczyn. Podeszłam tam. Świetnie. Ta ofiara, Potter kręci młynka na trollu. Grengerówna, siedzi i płacze koło pozostałości umywalek. Świetnie... Ten Weasly nie poradził sobie jeszcze nawet z Windgardium Leviosa. Mugolaczka coś krzyczy... Czyżby chciała by Weasly użył tego czaru... Nie poradzi sobie... Ehhh... Szkoda, że nie mogę sobie tak po prostu odejść... Honor nie pozwala... Weasly zbiera się do czaru.
- Windgardium Leviosa! - mruczę. Troll pada uderzony swoją własną maczugą. Weasly skacze ze szczęścia - "udało mu się". Uciekam szybko. Za zakrętem spotykam Snapea. Kuleje, z nogi cieknie mu krew. Rana jest lekko poszarpana, kieł jakiegoś dużego zwierzęcia. Krew krzepnie. ma około 10 minut. Czyli pan profesor wszedł do pokoju za drzwiami na trzecim piętrze? Uśmiecham się do siebie. Mijam nauczyciela i biegnę w kierunku lochów. "Czysta krew" - szepczę. W pokoju spotykam Pansy. Rozmawiamy. Ona jak zwykle gada o Draconie... Eh... Powoli zaczyna mi się to nudzić. Idę do swojego dormitorium.
***
Już chyba rozumiem o co w tym wszystkim chodzi... Ostatnio jak przechodziłam koło pokoju tego Quirella to usłyszałam jak mówił. Nie jąkał się. Od początku podejrzewałam, że udaje. Nagle usłyszałam drugi głos... Kogoś mi przypominał... Na razie to jeszcze podejrzenia. Jeżeli się sprawdzą to będzie źle.
***
Szłam korytarzem. nagle usłyszałam rozmowy. Skryłam się w cieniu.
- Nicholas Flamel... Gdzieś to już słyszałam... - usłyszałam głos tej kujonicy i mugolaczki - Granger.
- W takim razie to, co Hagrid zabrał z skrytki w Gringocie, musiało należeć do Flamela! - tym razem odezwał się Potter. Minęli mnie. "Zabrał coś ze skrytki. To coś jest ważne. Najpewniej ukryte na trzecim piętrze. Nicholas Flamel..." Tak rozmyślając poszłam w kierunku biblioteki, skierowałam się w kierunku działu eliksirów. Znalazłam odpowiedni wolumin. Otworzyłam książkę. Nicholas Flamel. Kamień Filozoficzny.
***
- Wiecie co miałem robić na szlabanie?! - wykrzyknął Draco, gdy tylko wrócił do pokoju wspólnego. - Kazali mi iść do ZAKAZANEGO LASU! Było tam pełno czarnej krwi! - ostatnie zdanie zwróciło moją uwagę.
- Czyjej krwi? - zapytałam.
- Z tego co zrozumiałem z bełkotu tego grubasa, to była to krew jednorożca. Dużo krwi. Podobno niejednego... - Wszystko ułożyło się w logiczną całość. Najgorsze obawy. Pobiegłam do dormitorium. "Trzeba komuś o tym powiedzieć. Tylko komu?" Nagle w mojej głowie pewne szczegóły ułożyły się w logiczną całość. Pobiegłam do Snapea.
***
- Profesorze! - wpadłam do jego gabinetu bez pytania. - Jest pan szpiegiem Dumbledora! Nie Riddla!
- Skąd wiesz? - wytrzeszczył oczy.
- Dedukcja. Voldemort tu jest. Chce Kamienia Filozoficznego.
- Jak to tu jest.
- Turban Quirella. Jest pod nim. Wszedł z nim w symbiozę! - profesor przez chwilę milczał.
- Mogę ci wierzyć? Nie jestem pewien czy masz rację...
- Profesorze! - podniosłam głos. - Jestem czystokrwistą czarownicą, nie żartuję z Riddla! Mam jednak pomysł. Harry Potter.
- Co dokładnie.
- Już raz go pokonał. Może spróbować jeszcze raz. On, mugolaczka Granger i ten Weasly już coś podejrzewają. Mogę naprowadzić ich na trop. Mimo całej mojej niechęci do tej trójki...
- Zrób to. Poinformuję Dumbledora. Skoro domyśliłaś się kto i co chce zrobić to pewnie wiesz też jakie zadania musi pokonać by zdobyć TO. - potwierdziłam skinięciem głowy. - Zrób więc wszystko co możliwe by Potter i jego banda wyszli z tego cało. - powiedział i wyprosił mnie z gabinetu
***
Wiedziałam, że mugolaczka cały swój wolny czas poświęca na czytaniu książek w bibliotece. Poczekałam więc i gdy poszła poszukać nowych książek, podłożyłam jej tą o Flamelu. Następnie udałam się do lochów. W końcu jutro wyjeżdżam na święta, z powrotem do mojej nie do końca zdrowej rodzinki. Tak, bardzo się cieszyłam.
***
Ta mugolaczka odkryła wreszcie Flamela. Wiedzieli już o kamieniu. Dowiedziałam się, że ten pies jest własnością Hagrida, kiedy był wypad do Hogmespade, wymknęłam się z innym ze starszymi rocznikami. Miałam już podejść i zacząć go wypytywać, kiedy podeszła do niego postać w bandażach. "Quirrell..." Zaczął wypytywać go o psa. "Muzyka go usypia..." - powiedział Hagrid. Miałam ochotę walnąć się czoło. "Czy on na serio jest taki głupi?" Zauważyłam, że dostał w prezencie jakąś paczkę... Jajo. Hmmm... Wielkością przypomina to składane przez smoka. Dostrzegłam na nim plamki... To było jajo smoka.
***
Na szczęście Hagrid sam powiedział Potterowi i reszcie o psie i postaci. Zaoszczędziło mi to dużo trudu. Ba, odwaliło to za mnie robotę! On i jego banda sami postanowili pójść do Dropsa. Niestety, ten "wyjechał", od razu wiedzieli, że coś się dzieje... Poszli na korytarz, znaleźli psa, pokonali przeszkody i uchronili kamień. Riddle nie powrócił. Harry zebrał laury. W ogóle cały Gryffindor. Przez moją pomoc przegraliśmy Puchar Domów. Nigdy więcej im nie pomogę.
Już koniec części pierwszej prologu. Ponieważ notki będą pojawiały się raczej dość nieregularnie, choć średnio co 14 dni, to pod tą notką piszcie czy chcecie być informowani. Podajcie wtedy adres bloga, bądź Em@il.
No nie wiem. Moze to Astoria?
OdpowiedzUsuńNie, to nie jest Astoria. To jest osoba wymyślona przeze mnie. Nazwisko ma znane na świecie. W następnym rozdziale, na astronomii będzie podpowiedź...
UsuńFinite
Finite, jedna sugestia - tĘ książkę
OdpowiedzUsuńdziękuję za uwagę...
opowieść mi się podoba
UsuńNiech Moć będzie z Tobą!
ykhm...
UsuńMoc*
Ale fajne <3 Super notka
OdpowiedzUsuńCzekam na następne notki <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie, spojrzenie z innej strony ^^
KOCHAM <3 <3 <3
Drowned :*
Bèdzie w sobotę, albo w niedzielę. Alvo we wtorek. To trzy terminy... Miałam prolog, ale pff i zniknął...
UsuńF.
Wow, dopiero to zobaczyłam i podoba mi się. Wyjaśnia to, w jaki sposób Święta Trójca pokonywała większość rzeczy na swojej drodze. Ja chyba już wiem, co to za postać, ale napiszę Ci na gg, bo nie chcę rozgłaszać ;>
OdpowiedzUsuńCzemu nie ma dalszych części?
Pozdrawiam,
Cave <3
a ja mam pomysł na nazwisko zwłaszcza po słowach cytuje "...nie do końca zdrowej rodzinki..." ale wciąż coś mnie zastanawia jeżeli to ona to jej matka jest śmierciożerczynią i powinna (przynajmniej tak mi się wydaje) inaczej odnosić się do Riddla no ale może ona jest inna no niewiem
OdpowiedzUsuńCiekawe, zastanawiam się kim jest ta dziewzyna, pochodzi z rodziiny czystokrwstej więc owinna się inaczej odnosić do Voldemorta. Ale widać że prawdopodobnie jest tym znudzona i jest jej obojętne do jakiego dmu trafiła.I ten moment gdy ona trafiła zaklęciem w trolla, tak by Ron myślał że to on.
OdpowiedzUsuńPzdrawiam Wiarołomczyni